Punk to nie łaskotki. Jednym słowem wiadomo, że się nie będziemy certolić, żadne tam "kraniki i dywaniki". I o to chodzi. Czym był punk rock dla muzyki tym jest street art dla dizajnu - rebelią. Chyba, że... może tylko kolejnym stylingiem, jednym z tysiąca. Ocenią potomni, jak to zazwyczaj bywa. W każdym razie na naszych oczach przeszedł on typową drogę od dziwnej, niezrozumiałej i absolutnie nikomu niepotrzebnej pseudosztuki do potężnego nurtu artystyczno-społecznego. O ile mnie pamięć nie myli tak samo było z impresjonizmem, kubizmem i każdym innym -izmem z grubych tomów historii sztuki. Tak to po prostu się zaczyna. Żeby masowy odbiorca docenił coś świeżego musi to po prostu powolnym dość tempem przejść akceptację machiny galeryjno-krytycznej i trafić do muzeów. Doczekaliśmy więc teraz czasów, że graffiti sprzedają sobie kolekcjonerzy za ciężkie pieniądze, jest to głos naszej epoki i możemy nawet sobie kupić lampę z wymalowanym graffiti kloszem. Autorytet mediów zadziałał po raz kolejny, kochamy już street art i wszyscy chcemy go mieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz